Temat wiary,a właściwie wiar wszelakich na tym świecie,jest bardzo prosty,tylko ludzie sobie go przez tysiąclecia skomplikowali.
Mianowice od zarania pierwszych cywilizacji,człowiekowi czegoś brakowało,szukał odpowiedzi,szukał nadzieji aż w końcu znalazł odpowiedz-w wierze,najpierw wierze w morze,słońce,ptaki,smoki,zeusy i inne bożki,łączy je wszystkie jedno-potrzeba nadzieii na 'coś' po śmierci,potrzeba drogowskazu na życie,potrzeba strachu przed anarchią.
Jako ludzkość chcemy i potrzebujemy wierzyć w to że jak będziemy zli to nie spadnie kropla deszczu,że jak będziemy kraść i zabijać to pójdziemy do piekła,że żyjąc dobrze tj wg wskazanych kanonów-pójdziemy do nieba,że nie skończy się to wszystko obróceniem w proch.
Jakie znaczenie ma tutaj rodzaj wiary? islam,buddyzm,chrześcijaństwo czy inne? żadnego,we wszystkich chodzi o to co wyżej napisałem.
To my przez tysiąclecia zdegenerowaliśmy podstawy naszych wiar-rozbuchanymi,ziemskimi przedstawicielstwami naszych wiar,czyli klerem we wszystkich odmianach który całymi wiekami dopisywał ludzkie przywary do bożych nakazów.
Najdziwniejsza w tym jest jednak postawa ateistów,to wyjątki które nie chcą nadzieii na 'po' , nie potrzebują kanonów na teraz,oni żyją wg siebie,swojego sumienia... i się mylą-kanony wyznaczyli ludzie dla ludzi ale umocnione nadzieją i strachem jakie daje wiara w siłe wyższą,ateiści tylko to przejeli.
Nadzieje na 'po' mają wszyscy,a jak sądzą że jej nie mają,to tak koło 70tki znajdą ją w sobie.
Tu przypomina mi się niegdyś przeczytany artykuł o młodych,bogatych i pięknych kobietach sukcesu,które nie mają czasu i ochoty na maużeństwo i macieżyństwo,a życie upływa im na pracy i wolnych związkach,czasem jednonocnych-beznadzieja i żenada.
Trzeba doświadczyć prawdziwej miłości zarówno tej rodzicielskiej jak i maużeńskiej żeby wiedzieć co jest sensem życia,co się traci,i trzeba się zestarzeć żeby było już za pózno ale dość wcześnie na koniec w zgryzocie i samotności.
Walczcie dalej-o słowa,o nic,o zabicie czasu tylko.
Mianowice od zarania pierwszych cywilizacji,człowiekowi czegoś brakowało,szukał odpowiedzi,szukał nadzieji aż w końcu znalazł odpowiedz-w wierze,najpierw wierze w morze,słońce,ptaki,smoki,zeusy i inne bożki,łączy je wszystkie jedno-potrzeba nadzieii na 'coś' po śmierci,potrzeba drogowskazu na życie,potrzeba strachu przed anarchią.
Jako ludzkość chcemy i potrzebujemy wierzyć w to że jak będziemy zli to nie spadnie kropla deszczu,że jak będziemy kraść i zabijać to pójdziemy do piekła,że żyjąc dobrze tj wg wskazanych kanonów-pójdziemy do nieba,że nie skończy się to wszystko obróceniem w proch.
Jakie znaczenie ma tutaj rodzaj wiary? islam,buddyzm,chrześcijaństwo czy inne? żadnego,we wszystkich chodzi o to co wyżej napisałem.
To my przez tysiąclecia zdegenerowaliśmy podstawy naszych wiar-rozbuchanymi,ziemskimi przedstawicielstwami naszych wiar,czyli klerem we wszystkich odmianach który całymi wiekami dopisywał ludzkie przywary do bożych nakazów.
Najdziwniejsza w tym jest jednak postawa ateistów,to wyjątki które nie chcą nadzieii na 'po' , nie potrzebują kanonów na teraz,oni żyją wg siebie,swojego sumienia... i się mylą-kanony wyznaczyli ludzie dla ludzi ale umocnione nadzieją i strachem jakie daje wiara w siłe wyższą,ateiści tylko to przejeli.
Nadzieje na 'po' mają wszyscy,a jak sądzą że jej nie mają,to tak koło 70tki znajdą ją w sobie.
Tu przypomina mi się niegdyś przeczytany artykuł o młodych,bogatych i pięknych kobietach sukcesu,które nie mają czasu i ochoty na maużeństwo i macieżyństwo,a życie upływa im na pracy i wolnych związkach,czasem jednonocnych-beznadzieja i żenada.
Trzeba doświadczyć prawdziwej miłości zarówno tej rodzicielskiej jak i maużeńskiej żeby wiedzieć co jest sensem życia,co się traci,i trzeba się zestarzeć żeby było już za pózno ale dość wcześnie na koniec w zgryzocie i samotności.
Walczcie dalej-o słowa,o nic,o zabicie czasu tylko.